„Gwarancja pozycji” jako hasło reklamowe a propos korzystnej oferty pozycjonowania strony internetowej brzmi niezwykle nośnie i zachęcająco. Pod tym terminem kryje się jednak dość niebezpieczny haczyk, na który warto zwrócić uwagę. Specjaliści SEO ostrzegają, że ci, którzy w co drugim zdaniu wtrącają zwrot „gwarancja pozycji” najprawdopodobniej działają mało etycznie i prędzej wyłudzą od nas kasę, niż rzeczywiście pomogą. A wszystko to kosztem działania naszej domeny. Czy warto ryzykować?
„Gwarancja pozycji” równa się…?
Załóżmy, że jako klienci zgodzimy się na skorzystanie z unikalnej propozycji SEO. Kłopot z osiągnięciem odpowiednich wyników to tylko część zabawy. Najgorszy będzie brak możliwości odzyskania wcześniej wpłaconych pieniędzy, którą regulowała umowa biorąca pod uwagę fakt, że danego celu nie uda się osiągnąć. Mamy do czynienia z klasyczną metodą wyłudzania pieniędzy.
Czy „gwarancja pozycji” może nam zniszczyć domenę?
Jeśli przystaniemy na to, że nie będziemy płacić nic do chwili, gdy wymarzone pozycje zostaną osiągnięte, prowadząca firma pozycjonerska może dać przyzwolenie na spamowanie strony za pomocą linków gorszej, niż niskiej jakości. W takiej sytuacji jest już tylko o krok od nałożenia kary przez Google, ponieważ tymi metodami łamane są wytyczne wyszukiwarki dla wszystkich webmasterów. Niedopuszczalne jest darmowe wymienianie linków na dużą skalę oraz działania sprzedażowe w obszarze PageRank. Opisywane wyżej przypadki zdarzają się dość rzadko, ale warto o nich wiedzieć, ponieważ właściciel domeny po jej zniszczeniu podnosi się znacznie dłużej, niż po stracie kapitału.
Skuteczne rozmowy z firmami SEO
Ostrożnie poleca się podchodzić do wszelkich nagłych i nieoczekiwanych ofert SEO – np. przez telefon lub bliżej nieznanego maila. Im bardziej dana firma SEO naciskać będzie na podpisanie umowy, tym dłużej powinniśmy się zastanowić. Warto zadawać pytania, nawet te najbardziej niewygodne. Wiele firm dla podkręcenia swojego teoretycznego profesjonalizmu operuje nazwami Google na swoich witrynach, korzystając z fałszywych certyfikatów. Dzięki temu czują się pewniej. A Google nie odpowiada za certyfikowanie firm – warto to sobie zakodować w pamięci.
Co zrobić, by nie dać się złapać w pułapkę „gwarancji pozycji”?
Przede wszystkim, dobrze przeczytać i wnikliwie przeanalizować prezentowaną nam umowę. Okazać się może, że osoba ją oferująca w praktyce wcale nie będzie prowadziła działalności gospodarczej! Zbyt niska cena za usługę także powinna nam dać do myślenia. Dziś wszystko kosztuje, a usługi informatyczne – już w ogóle! Niskie ceny za pozycjonowanie podyktowane są też pewnym cynizmem, ponieważ mało kto składa sprawę do sądu, aby procesować się o 400 czy 600 złotych. Smutne jest także poczucie straty dodatkowych pieniędzy, gdy udamy się już po szkodzie do innej, zaufanej firmy SEO, która widząc naszą sytuację, zwiększy opłaty za usługi. Cóż, zarabiać chce każdy. Optymista jednak skupi się w pierwszej kolejności na tym, by cały problem został rozwiązany, za drugim podejściem często też koszty nie grają już tak dużej roli, ponieważ liczy się wreszcie skuteczne zaistnienie w sieci. Firma i tak nadrabia zyskami na sprzedaży, jeśli prowadzi np. sklep internetowy.
Obraz strony firmowej
Dużo mówi o podejściu seowców do nas jako klientów. Jeśli jest niechlujna, trudno z niej cokolwiek odczytać a jedynym rodzajem kontaktu jest tylko telefon komórkowy – lepiej na wstępie odpuścić sobie współpracę z kimś takim. “Gwarancja pozycji” to po prostu pusty termin, któremu mydli się ludziom oczy w celu szybkiego zysku cudzym kosztem. Z tą świadomością łatwiej jest poruszać się na rynku usług IT.